Jak internet wpływa na nasze życie? Czy social media to tylko narzędzie, którego możemy używać w dobry albo zły sposób? Niedawno w mediach było głośno o australijskiej nastolatce Essenie O’Neill, którą na Instagramie obserwowało ponad pół miliona osób. Ogłosiła ona, że social media nie są prawdziwe. Twierdzi, że miała “wymarzone życie”, ale było to tylko wrażenie, które kreowała na potrzeby portali społecznościowych. Wszystko co tworzyła, robiła dla polubień, udostępnień, zdobycia większej liczby obserwatorów w social media. Ostatecznie zmyła makijaż i odkryła, że prawdziwe życie to ludzie, którzy znajdują się wokół niej, a nie liczba polubień jej zdjęcia na Instagramie.
O zagrożeniach, jakie mogą nieść ze sobą social media i internet rozmawiałam z psychologiem i terapeutą Igorem Rotbergiem.
Agata Puk: Czy social media mają obecnie moc potwierdzania naszej wartości? Czy definiowanie siebie przez liczbę polubień w social media może być niebezpieczne?
Igor Rotberg: Psychologowie coraz częściej skłaniają się ku twierdzeniu, że współcześnie tożsamość człowieka kształtuje się również w oparciu o internet. W związku z tym kształtujemy nasze poczucie wartości przez to, co publikujemy w social media i przez reakcję zwrotną, jaką dostaniemy na naszą autoprezentację. Dla wielu, zwłaszcza młodych ludzi, sieć jest bardzo ważną częścią ich życia i punktem odniesienia. Pokazują to przede wszystkim rozmowy młodych osób w świecie rzeczywistym – bardzo często rozmawiają oni o tym, co się dzieje w sieci. Dla młodych ludzi, którzy urodzili się już w zdigitalizowanym świecie, liczy się to, że jeśli wrzucą coś do sieci, to reakcję zwrotną na publikowane treści będą mieli natychmiast. Istotny jest dla nich także fakt, że ten odbiór treści da się zmierzyć – liczbą polubień, udostępnień, komentarzy. To może wpływać na poczucie własnej wartości, szczególnie u osób młodych. Rozszerza się też pojęcie atrakcyjności. Atrakcyjność aktualnie to także bycie widzianym i lubianym w internecie. Tzw. “bycie fejmem” jest wyznacznikiem dążenia w hierarchii społecznej.
A.P.: Dlaczego szukamy potwierdzenia własnej wartości w social media?
I.R.: Część takiego zachowania jest wywoływana przez nasze potrzeby osobowościowe, zaś część przez kulturę i przez środowisko. Jednym z powodów może być niskie poczucie własnej wartości, fakt, że nie udało nam się zbudować pewności siebie. Z drugiej strony – presja społeczna. Jeśli młody człowiek, uczący się w gimnazjum czy w liceum, nie funkcjonuje w social media, to w stosunku do niego może być stosowany ostracyzm społeczny, może się on czuć wykluczony z grupy. Jeśli zaś już ktoś jest obecny w social media i używa portali społecznościowych, to raczej trudno nie być tam ocenianym. Bo trzeba tam jakość zaistnieć, wrzucić jakieś zdjęcie. A kiedy wrzuci się zdjęcie, to od razu jest generowana liczba polubień, komentarzy pozytywnych, komentarzy negatywnych. Tak więc szukanie potwierdzenia własnej wartości w social media częściowo jest związane z naszymi cechami osobowościowymi, a częściowo jest prowokowane przez cyfrową kulturę.
A.P.: Czasem zdarza mi się wrzucić na Twittera czy na Instagrama swoje selfie. Czy istnieje zależność między częstotliwością wrzucania swoich zdjęć do internetu a zaburzeniami osobowości?
I.R.: Kluczowa jest tu odpowiedź na pytanie o to, co nam daje publikowanie swoich zdjęć w sieci. Przez obserwację tego, co ktoś publikuje, trudno jest zdiagnozować, czy stanowi to dla kogoś problem. Częstotliwość wrzucania zdjęć nic nie mówi. Ważny jest natomiast fakt, po co ta osoba to robi. Jedna osoba może wrzucić swoje selfie raz na pół roku i będzie czuła, że to jest wystarczające. Z kolei ktoś inny będzie wrzucał takie zdjęcie co drugi dzień. Pytanie – czy ktoś, kto codziennie wrzuca swoje zdjęcie do internetu, robi to dlatego, bo tak lubi, czy dlatego, że ma taki wewnętrzny przymus. Czy taka osoba ma wrażenie, że jeśli nie wrzuci co chwilę czegoś nowego, to będzie się z tym czuła źle. Wrzucenie do social media nowego zdjęcia pociąga za sobą liczbę polubień, a tym samym daje akceptację społeczną. Liczba polubień to jest pewien rodzaj akceptacji społecznej, aprobaty – lubimy ciebie, jesteś fajna/jesteś fajny.
A.P.: To tak jak dostanie komplementu?
I:R: Tak. W związku z tym, jeśli ta osoba wrzuca bardzo dużo swoich zdjęć, być może bardzo potrzebuje aprobaty społecznej, ponieważ nie akceptuje siebie i musi z zewnątrz dostać takie potwierdzenie. Trudno powiedzieć, że wrzucenie selfie jest jednoznacznie złe czy dobre, chodzi o to, jaką to funkcję spełnia, po co ktoś to robi.
A.P.: Jaki procent społeczeństwa jest uzależniony od internetu i social media?
I.R: W Polsce nie ma dokładnych danych i badań na temat liczby osób uzależnionych od internetu. Natomiast badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych pokazują, że 6% internautów jest uzależniona od internetu. 30% internautów traktuje sieć jako rodzaj ucieczki od rzeczywistości. Natomiast jeśli chodzi o tzw. siecioholizm, czyli uzależnienie od internetu, to największy odsetek osób uzależnionych jest w Korei Południowej.
A.P.: Czym jest uzależnienie od social media? Jak rozpoznać u siebie, że potrzebujemy pomocy specjalisty?
I.R.: W psychologii wstępuje sześć kryteriów dotyczących uzależnienia. Uzależnienie, jakie dotyka człowieka może być wywołane substancją, ale występują też uzależnienia od określonych zachowań. W tym przypadku będziemy rozpatrywać zachowania związane z korzystaniem z portali społecznościowych.
Pierwszym kryterium jest silne pragnienie, poczucie przymusu podejmowania tego działania. Nawet kiedy czujemy, że może nie chcielibyśmy czegoś zrobić, to mamy wewnętrzny imperatyw, żeby tak postąpić.
Drugim kryterium jest trudność z samokontrolą dotyczącą powstrzymywania się. Mówimy sobie na przykład – dzisiaj wieczorem będę czytać książkę. Po czym czytamy tę książkę przez pięć minut i wchodzimy na social media.
Trzecim kryterium jest zespół abstynencyjny, czyli zespół odstawienny. W sytuacji kiedy na przykład rozładowuje się nam komórka albo przez dwie godziny jesteśmy na spotkaniu i nie możemy wejść na portal społecznościowy, to doświadczamy nieprzyjemnych odczuć. Obniża nam się wtedy samopoczucie, czujemy napięcie, dyskomfort, czyli objawy zespołu odstawiennego.
Czwartym kryterium jest zaistnienie zjawiska tolerancji. To znaczy, że na początku wejście na przykład na pięć minut na social media sprawia, że jest nam przyjemnie. Później, aby doświadczyć tej samej przyjemności, potrzebujemy spędzić godzinę, potem trzy godziny. Rozciąga nam się długość czasu, który jest nam potrzebny, żeby przynieść ukojenie nerwów, zadowolenie, dobre samopoczucie.
Piątym kryterium jest utrata zainteresowania rzeczami, które do te pory sprawiały nam przyjemność. Czyli na przykład okazuje się, że przestajemy chodzić do kina, jeździć na rowerze, spotykać się ze znajomymi, bo tracimy zainteresowanie sprawami nie związanymi z social media.
Szóstym kryterium jest to, że podejmujemy to działanie, czyli wchodzimy na social media, pomimo wyraźnych sygnałów, że jest to dla nas niekorzystne, że ma na nas destrukcyjny wpływ. Na przykład social media rozbijają nam związek. Nasz partner mówi “proszę cię spędź ze mną trochę czasu, wyjdź już z tego internetu”. A my pomimo tego, że będzie to niekorzystnie wpływało na nasz związek, nadal siedzimy na danym portalu społecznościowym.
W diagnostyce przyjmuje się, że jeśli spełnione są przynajmniej trzy z tych sześciu kryteriów, jest to znak, że możemy zacząć mówić o uzależnieniu.
A.P: Kiedy zgłosić się do specjalisty? Czy należy zrobić to, jeśli rozpoznamy u siebie trzy z tych sześciu kryteriów?
I.R: To może być sygnał do zweryfikowania wśród osób nam najbliższych, czy oni coś widzą niepokojącego. Do mojego gabinetu trafiają osoby, które rzeczywiście mają problem i spędzają dużo czasu w internecie. To klienci, którzy są świadomi, że niewłaściwe korzystają z social media czy internetu, ale nie wiedzą, co z tym uzależnieniem zrobić. Zauważają, że problemem jest ich czas spędzamy w social media, ich zaangażowanie, natomiast nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić.
A.P.: Czy można zobaczyć u siebie problem i wyjść z uzależniania własną siłą woli? Czy niezbędna jest terapia?
I.R.: Myślę, że zawsze można spróbować, od tego warto zacząć. Kiedy widzimy, że mamy problem, to szukamy przyczyn tego stanu rzeczy. W przypadku uzależnienia od social media przyczyną jest to, że ktoś bardzo dużo czasu spędza w internecie, ma mniej zajęć, które do tej pory sprawiały mu przyjemność. Takie zachowanie wpływa niekorzystnie na bliskie mu relacje. Osoba, która zauważa u siebie problem, może zastanowić się wtedy, co z tym zrobić. Czy byłaby możliwość ograniczenia korzystania z social media/internetu? Czy taki sposób ma szansę zadziałać czy nie? Można też poszukać informacji, co inni zrobili w takiej sytuacji i zastosować ten sposób. Rozwiązaniem może być też rozmowa z osobą bliską i wspólne zastanowienie się nad tym, jak poradzić sobie z tym problemem. Można zatem poszukać sposobów na własną rękę. Jeśli te sposoby nie zadziałają, to wtedy warto zgłosić się do specjalisty.
A.P.: Czy w obecnej rzeczywistości jest jeszcze miejsce na podział na online i offline? Jak wygląda ta sytuacja u osób bardzo młodych, które od urodzenia żyją w świecie swobodnego dostępu do internetu?
I.R.: Osoby, które urodziły się w dobie powszechnego dostępu do internetu to tzw. tubylcy internetowi. Ludzie starsi są natomiast imigrantami internetowymi – urodzili się w innej epoce, ale zaadoptowali się do rzeczywistości, w której jest internet. U młodych ludzi zaciera się podział na offline i online. Dla młodego pokolenia świat wirtualny jest tak samo realny. Emocje przeżywane w świecie wirtualnym są jak najbardziej realne. Negatywny komentarz napisany na przykład pod postem na Facebooku jest dla nich tym samym, co ten sam komentarz wypowiedziany twarzą w twarz. Usunięcie z grona znajomych na Facebooku jest tym samym, co powiedzenie: nie chcę się z tobą już dłużej kolegować, nie odzywaj się do mnie.
Okazuje się, że dla osób młodych świat wirtualny jest tak samo wartościowany, jak świat realny. W związku z tym ten podział na świat offline i online coraz mniej adekwatnie zaczyna nam opisywać rzeczywistość. Bardziej właściwym opisem rzeczywistości byłoby powiedzenie, że żyjemy w hybrydowym świecie, w którym te dwa sposoby funkcjonowania nawzajem się przenikają. W związku z tym takie hasła jak: “wyloguj się do życia”, które odwołują się do podziału na offline i online, jakkolwiek szlachetne, zaczynają trochę nie przystawać do obecnej rzeczywistości. Bo co dla młodego człowieka znaczy wylogować się do życia? Do czego ma się wylogować? Skoro on jest jednocześnie wirtualnie i realnie, to trudno mówić o wylogowaniu się.
Na następnej stronie:
Czy robienie sobie przerwy od social media i internetu w ogóle jest potrzebne?
Czego szukamy w social media?
Czy nie potrzebujemy już głębszych kontaktów z innymi ludźmi?
Dlaczego często wybieramy komunikację przez internet zamiast bezpośrednich spotkań ze znajomymi?