A.P: Czy robienie sobie przerwy od social media i internetu w ogóle jest potrzebne?
I.R.: Zakładając, że żyjemy w świecie hybrydowym, trudno jest powiedzieć, że robimy sobie przerwę. Bo nawet jeżeli w danym momencie, tak jak podczas tej rozmowy, nie jesteśmy na portalach społecznościowych aktywnie, to tam cały czas coś się dzieje. Być może ktoś nam coś komentuje, może rozgorzała dyskusja pod jakimś naszym postem i to się dzieje teraz, kiedy nas tam nie ma. W związku z tym trudno zalecić nawet takie wylogowanie się, bo social media funkcjonują całą dobę. Musiałoby nas tam w ogóle nie być, co jest raczej w dzisiejszym świecie niemożliwe. Często korzystając z innych portali, wymagane jest logowanie przez social media, na przykład aktywacja konta przez Facebooka. Trudno wyobrazić sobie współczesny świat bez funkcjonowania w sieci, bez korzystania z poczty elektronicznej. W związku z tym, cały czas jesteśmy offline i online.
A.P.: Kiedyś, w czasach przed dostępem do internetu, grono naszych znajomych było stosunkowo wąskie. Dziś niektórzy mają po 500, 1000 znajomych na Facebooku, jednak zmieniła się też jakość tych znajomości. Czy w obecnych czasach następuje zmiana w podejściu do komunikacji międzyludzkiej?
I.R.: Przytoczę tutaj badania Robina Dunbara, profesora antropologii ewolucyjnej na uniwersytecie w Oxfordzie. Okazuje się, że pomimo tego, że mamy tak dużo znajomych, nasze możliwości są ograniczone. Dunbar mówi o tym, że mózg ludzki może zapamiętać do 150 znaczących kontaktów towarzyskich. Zależność ta obowiązuje zarówno w świecie realnym, jak i wirtualnym. Natomiast na portalach społecznościowych możemy mieć oczywiście zdecydowanie większą liczbę znajomych. Jednak mimo tego, że mamy 1000 znajomych na Facebooku, nie możemy wejść z tyloma osobami w taką interakcję, żeby się dowiedzieć chociażby tego, co u nich słychać.
A.P: Dlaczego ludzie zapraszają do znajomych na Facebooku ludzi, których tak naprawdę nie znają?
I.R.: Duża liczba znajomych też może czemuś służy. Być może liczba znajomych jest obecnie wyznacznikiem naszego statusu społecznego – mam dużo znajomych – jestem osobą bardzo lubianą. Dostajemy w tym momencie akceptację społeczną. Myślimy „ludzie mnie lubią, fajnie, czuję się z tym dobrze”. Pytanie do czego ta aprobata społeczna jest potrzebna. Być może tacy ludzie mają problem z akceptacją swojej osoby, może czują się niepewnie? Może jest też tak, że te osoby czują się zagrożone, odrzucane w świecie realnym, może mają coś w swoim życiu, czego inni nie akceptują. Wtedy social media dają im możliwość nadrobienia tego, czego nie mogą zyskać w świecie realnym. Innym z kolei to nie jest potrzebne. Nie wszyscy potrzebują takiej aprobaty społecznej, część osób ukrywa liczbę znajomych w social media. Co nie znaczy, że nie mają społecznie postrzeganych ułomności, ale może sobie lepiej z nimi radzą. Może być tak, że mają poczucie własnej wartości na tyle silne, że nie potrzebne jest im to, czy jakaś osoba polubi ich zdjęcie czy nie. Nie potrzebują dostawać tej akceptacji z zewnątrz.
A.P.: Czego szukamy w social media?
I.R.: W latach dziewięćdziesiątych trochę obawiano się tego, jak będzie wyglądało korzystanie z internetu w przyszłości. Były prognozy mówiące o tym, że będziemy awatarami, które będą głównie kontaktować się z wirtualnymi postaciami. Teraz okazuje się, że osoby, z którymi najczęściej kontaktujemy się przez internet, to osoby nam bliskie – albo osoby z pracy, albo z rodziny, bliscy znajomi, przyjaciele. W social media szukamy podobnych rzeczy, których wcześniejsze pokolenia szukały w kontaktach realnych, czyli miłości, akceptacji, bezpieczeństwa, zrozumienia. Wydaje mi się, że potrzeby mamy wciąż takie same.
Być może jest tak, że kiedy mamy bardzo dużą liczbę znajomych, to te kontakty nam się trochę spłycają, bo nie jesteśmy w stanie wszystkim osobom poświęcić tyle samo czasu. Natomiast na ogół mamy kilku najbliższych przyjaciół, z którymi jednak wymieniamy trochę więcej tych wiadomości.
A.P.: Zdjęcia zamieszczane w social media często określane są jako dające inspirację, piękne. Tymczasem bardzo często to tylko perfekcyjny obrazek stworzony po to, aby przyciągnąć uwagę. Obrazek, tworzony przez marketingowców, którzy chcą w ten sposób sprzedać swoje produkty. Czy social media są tak samo dobrym miejscem do szukania inspiracji, jak inne miejsca w internecie? Czy Instagram, Facebook, Twitter to tylko narzędzia, które można wykorzystać w dobry i zły sposób?
I.R.: Jest coś takiego jak mitologizacja rzeczywistości wirtualnej. Tworzymy mity na swój własny temat, na ogół pokazujemy zdjęcia, na których wyglądamy dobrze. Na Instagramie są dostępne przeróżne filtry, które dają możliwość nawet ze złego zdjęcia zrobić zdjęcie, na którym wyglądamy świetnie. Na ogół w social media piszemy o momentach, w których coś nam się udało, pokazujemy zdjęcia z wakacji, z narodzin dzieci. To oczywiście jest jakaś część naszego życia, bo nie tylko w ten sposób funkcjonujemy. Stwierdzenie, że wszystkiemu winny jest internet może być kuszące, bo daje jednoznaczną odpowiedź. Ale nie jest tak, że social media czy internet są jednoznacznie złe lub dobre. Social media są narzędziem i w zależności od tego, jak tego narzędzia używamy, to takie też mamy rezultaty. Z internetu możemy wynieść inspirację dla siebie, ale korzystanie z niego może też nam zaszkodzić.
A.P.: Dorota Masłowska powiedziała kiedyś, że przez ciągłe podłączenie do sieci mamy obecnie kryzys rozmowy. Przytoczę jej wypowiedź:
„Zabawa telefonem, bezustanne wysyłanie SMS-ów i jedynie pozorowanie obecności to bardzo namacalny i realny przejaw kryzysu rozmowy. Często jest dziś tak, że niby rozmawiasz z kimś, ale czujesz, że on jest za szybą – albo myśli o czymś innym, albo spogląda na ekran telefonu, mówiąc: „aha, ehę”, a realnie go nie ma. „Rozmawia” z tobą z jakiegoś pragmatycznego powodu, ale nie wymienia energii umysłowej. Albo ktoś przychodzi do ciebie do domu, szyje nogą, rozgląda się: fajnie tu, ale można by być gdzieś indziej, może gdzieś jest lepiej… Ostatnio byłam u znajomych na kolacji – przy stole siedziało pięć osób, trzy z nich miały na stole iPhone’y i na bieżąco kontrolowały Facebook i Twitter i jednocześnie uczestniczyły w rozmowie, jadły, paliły. To było patologiczne. W końcu wszyscy razem poszliśmy na inną imprezę, do kogoś innego, bo tam mogło być lepiej. Wydaje mi się, że trzeba jak najwięcej energii inwestować w bycie tam, gdzie się jest, z tym, z kim się jest.
Czy nie potrzebujemy już głębszych kontaktów z innymi ludźmi? Młodzi ludzie coraz rzadziej będą wymieniać swoją „energię umysłową” i coraz częściej komunikować się za pomocą emotikonek?
I.R.: Kiedy jesteśmy w social media i klikamy polubienie, to już jest to jakiś rodzaj komunikacji. Rozwój internetu skłania nas do szukania odpowiedzi na pytanie, czym jest obecnie komunikacja. Myślę, że przez szybki rozwój nowych technologii i powstawanie nowych form komunikacji, to pojęcie rozmowy zmienia się. Mamy takie wrażenie, że podstawowy rodzaj komunikacji jest wtedy, gdy dwie osoby siedzą na kawie i rozmawiają na określone tematy. Ale być może jesteśmy świadkami tego, jak zmienia się sam sposób postrzegania rozmowy. Być może w przyszłości będziemy komunikowali się bardziej znakami niż słowami. Ciekawy jest język komunikatów pisanych przez młodych ludzi, bo jest w nim dużo znaków, skrótów, wyrażeń na pograniczu języka, cyfr, symboli. Być może tworzy się inny język dopasowany do nowych form komunikacji.
A.P.: Czy to jest kryzys rozmowy?
I.R.: Być może to kryzys rozmowy takiej, jaką znamy do tej pory. Ale może rodzi się jakiś nowy rodzaj rozmowy. Ja bym nie był tak bardzo pesymistycznie nastawiony, bo nadal widzę, że potrzebujemy kontaktować się z innymi ludźmi. Dlatego social media w ogóle funkcjonują, bo chcemy się komunikować. Być może na naszych oczach zmienia się sposób tej komunikacji. Nie wiem, czy to dobrze, czy to źle, trudno na to odpowiedzieć, bo też nie wiadomo, jak to będzie za trzydzieści czy pięćdziesiąt lat. Być może komunikacja międzyludzka pójdzie w stronę porozumiewania się znakami lub też powstanie jeszcze coś innego, o czym teraz nie jesteśmy w stanie pomyśleć.
A.P.: Samsung stworzył aplikację na telefon SAMi, która pozwala „bez ograniczeń rozkoszować się kawą i swoim towarzystwem bez korzystania z telefonów”. Podczas spotkania ze znajomym w kawiarni możemy sparować swoje telefony i wziąć udział w rozgrywce. Nagrody otrzymujemy za to, że przez ponad 15 minut nie będziemy korzystać ze swojego telefonu. Dlaczego w dzisiejszym świecie niektórzy potrzebują specjalnej aplikacji, żeby spędzić ze swoim znajomym czas bez social media, bez lajkowania, meldowania się i smsowania? O czym świadczy taka sytuacja – spotkanie znajomych i chęć przeglądania internetu? Ludzie umawiają się, żeby porozmawiać. Kiedy już się spotkają to jednak kusi ich coś, co jest daleko, mają potrzebę sprawdzania telefonu. Dlaczego tak się dzieje?
I.R.: Być może to, co jest daleko, daje im większe zadowolenie. Pytanie czy mają się w związku z tym spotykać razem i siedzieć ze wzrokiem utkwionym w telefonach? Niektórzy uważają, że nie ma sensu się spotykać, jeśli mamy siedzieć obok siebie i patrzeć w swoje telefony. Ja na to zjawisko patrzę trochę inaczej. Są osoby, które powiedzą: no jak to, jak już się spotykamy to musimy rozmawiać ze sobą. A może właśnie nie musimy? Może to właśnie będzie nowy rodzaj komunikacji, że będziemy się spotykali, zamawiali sobie kawę i nie zamienimy ze sobą słowa. Fakt, że takie zjawiska powstają i nie są one odosobnione świadczy o tym, że muszą spełniąć dla nas jakąś ważną funkcję. Bo na ogół to nie jest tak, że my podczas spotkania gramy w jakąś grę czy piszemy coś w notatkach. My na ogół jesteśmy aktywni w social media i z kimś się komunikujemy, jednocześnie będąc na spotkaniu.
A.P.: Dlaczego często wybieramy komunikację przez internet zamiast bezpośrednich spotkań ze znajomymi?
I.R.: Są zalety i wady każdego rodzaju komunikacji. Jedną z zalet komunikacji z kimś przez internet jest to, że ona jest bardziej bezpieczna. W każdej chwili możemy się wycofać z niej, zamknąć przeglądarkę. Komunikując się twarzą w twarz jest nam trudniej ze względu na to, że musimy jakoś zareagować na wypowiedź drugiej osoby. Jeśli ktoś nam pisze komentarz na Facebooku, możemy ten komentarz usunąć, zdjęcie usunąć, czyli zrobić tak jakby tego nie było. Jeżeli rozmawiamy i ktoś nam coś powie, musimy się do tego odnieść. Każda nasza reakcja, nawet milczenie, jest już odniesieniem się do tego. Bezpośrednia rozmowa dla niektórych ludzi jest trudna, być może dlatego wybierają łatwiejszy sposób przez social media. W internecie mają łatwość, nie muszą twarzą w twarz odpowiadać, mogą chwilę sobie zaczekać, przemyśleć, co odpowiedzą. W związku z tym, być może mają większą kontrolę nad tym, jak się pokazują, nad własną autoprezentacją. Nie ma tam reakcji pozawerbalnych, mowy ciała. Nie widać w social media, czy ktoś jest czerwony i poci się, bo jest zestresowany. Może napisać: mnie to zupełnie nie obchodzi, kiedy cały w środku jest zdenerwowany. W kontakcie twarzą w twarz to widać, i być może ten kontakt przez to jest trudniejszy.
AP: Często wybieramy więc komunikację przez social media, bo tak jest łatwiej, bezpieczniej. Do czego to zjawisko może doprowadzić?
I.R.: Mówi się coraz częściej o tym, że kompetencje cyfrowe, które są rozwijane u młodych ludzi, nie przekładają się na kompetencje miękkie, społeczne. Fakt, że bardzo dobrze potrafimy się poruszać po social media często nie przekłada się na umiejętność dobrej komunikacji bezpośredniej. Są badania, które mówią o tym, że świetne obycie w internecie ma wręcz negatywny wpływ na rozpoznawanie emocji u drugiej osoby.
A.P.: Ktoś może być duszą towarzystwa w internecie i skromną, wstydliwą osobą w realnym życiu?
I.R.: Tak. Tacy ludzie podczas rozmowy mogą mieć trudności we właściwym rozpoznaniu emocji swojego rozmówcy. Nie wiedzą na przykład, czy dana osoba jest obrażona, czy też sugeruje, że ją boli głowa.
A.P.: Bo nie ma emotikonki?
I.R.: Tak. Nie wiadomo o co chodzi, jest ciężej rozpoznawać twarz, bo nie ma znaku graficznego. Z drugiej strony są też ciekawe badania, które pokazują, jak mózg reaguje na ludzkie twarze i na znaki. Jeżeli patrzymy się na czyjąś twarz, aktywują nam się pewne obszary mózgu. Zaś jeśli patrzymy na tekst, czyli na znaki graficzne, aktywują się wtedy inne obszary mózgu. Okazało się, że znak graficzny symbolizując uśmiech (czyli dwukropek, myślnik – nawias zamknięty, tzw. buźka uśmiechnięta) nasz mózg odbiera tak, że aktywuje tę część mózgu, która jest odpowiedzialna za rozpoznawanie twarzy. To znaczy, że mózg rozpoznaje buźkę uśmiechniętą jako twarz. Buźka zastała wprowadzona w latach osiemdziesiątych, wiec przez te 30 lat mózg nauczył się, że to jest ludzka twarz. To znaczy, że mózg u człowieka też adaptuje się do nowych form komunikacji, do zmieniającej się rzeczywistości.
A.P.: Kiedyś nastolatki zakładały fankluby znanych piosenkarek, boysbandów, ulubionych aktorów. Obecnie wiele nastolatek jest fanem danej osoby tylko dlatego, że zamieszcza ona w social media piękne zdjęcia. Czy social media w takiej formie mogą kształtować niskie poczucie własnej wartości?
I.R.: Wpływ social media na nasz nastrój pokazały badania naukowców z Uniwersytetu z Houston, które zostały opublikowane w Journal of Social and Clinical Psychology. Okazało się, że im częściej badana osoba spędzała czas na Facebooku, tym częściej wykazywała symptomy depresyjne, pod warunkiem, że dana osoba miała tendencję do porównywania się z innymi. Czyli oceniania, czy moja twarz wygląda lepiej czy gorzej, czy ja wyglądam lepiej na tym zdjęciu czy gorzej.
A.P.: Albo siedząc w pracy widzimy, że znajomi wrzucają zdjęcia z wakacji…
I.R.: Czynnik porównywania sprawia, że może nam się obniżać poczucie własnej wartości. W tym sensie Facebook może niekorzystnie na nas wpływać. Są jednak osoby, które wchodzą na social media i nie porównują się. Pytanie, co jest przyczyną, a co skutkiem. Bo być może osoba z niskim poczuciem własnej wartości ma potrzebę porównywania się i przyczyną jest niskie poczucie własnej wartości. Ale być może tendencja do porównywania się wpływa na nasze poczucie własnej wartości, obniżając je. Co ciekawe, badacze odkryli, że negatywnie na poczucie własnej wartości wpływało porównywanie się do kogoś innego, mimo że to my w tym porównaniu wypadaliśmy lepiej. Czyli sam czynnik porównywania wpływa źle na nasze samopoczucie.
A.P.: Czy prognozy są takie, że będziemy coraz więcej czasu spędzać w rzeczywistości wirtualnej?
I.R.: Badania dotyczące internetu są młodą dziedziną, to badania na styku osobowości człowieka i technologii. Dynamika rozwoju internetu jest bardzo szybka, zaś mózg ludzki rozwijał się przez setki tysięcy lat i te badania powinny być rozpatrywane bardziej w kategoriach hipotez. My zakładamy, że coś będzie miało takie skutki, ale ponieważ rzeczywistość cyfrowa rozwija się, kiedy ją badamy, nie wiemy dokładnie, jakie to będzie miało przełożenie za dziesięć czy dwadzieścia lat. Kiedy badaliśmy internet przed rozwojem social media, zupełnie inne rezultaty dawały nam te badania niż to, co przynoszą badania obecne. Badając internet analizujemy medium, które na naszych oczach się rozwija, zmienia, ewoluuje.
A.P.: Dziękuję za rozmowę.

Igor Rotberg – psycholog, terapeuta, trener. Prowadzi sesje indywidualne osób dorosłych i nastolatków. Pracuje w oparciu o nurt terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach. Prowadzi również warsztaty rozwoju osobistego. Zajmuje się także pomocą psychologiczną przez Skype’a.
Autor strony poświęconej psychologii współczesnej: igorrotberg.com
Sprawdź profil tego specjalisty na znanylekarz.pl
Wywiad powstał dzięki uprzejmości serwisu znanylekarz.pl.